avatar

Ula z miasteczka Kraków

Na rowerze mam przejechane 31340.87 kilometrów w tym 681.60 w terenie.





Gminy zaliczone:



button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

Darmowy licznik odwiedzin
licznik odwiedzin

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy koszulka.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 120.00km
  • Czas 07:30
  • VAVG 16.00km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Sprzęt noname
  • Aktywność Jazda na rowerze

Spotkanie z łosiem

Wtorek, 31 sierpnia 2010 · dodano: 15.09.2010 | Komentarze 0

przed Otta -Vinstra - Favang - Tretten

Rano znowu odwiedziły nas krowy. Muczały koło namiotu. Siłą rzeczy trzeba było się zbierać do wyjazdu. Codzienny rytuał i wyruszamy w dalszą drogę.
Rzeka nad którą spaliśmy, a później wzdłuż której jechaliśmy była duża, rwąca a kolor wody był mleczno zielony. Wspaniała, nazywa się Otta.
Znowu ubita droga wiodąca przez las. Jechało się bardzo dobrze, mimo gęstych podjazdów i zjazdów. Tylko przyroda i my. Czasami pojawiało się gospodarstwo, w tych okolicach głównie zajmujące się hodowlą bydła, ale po drodze trafiliśmy też na dużą hodowlę lam :) Dziwacznie wyglądały pasące się lamy w środku norweskiego lasu. Im bardziej na południe tym gospodarstwa większe. Budynki pomalowane na bordowo, białe okiennice, zawsze, ale absolutnie zawsze równo przystrzyżona trawa. Duża obora dla zwierzaków i stodoła na siano, przy tym dziwny mały budyneczek, stojący na czterech mniej, więcej 50cm podporach, zwieńczony małą wieżyczką z dzwonem. Jego zastosowanie nie do końca udało się nam odgadnąć:)
Przy gospodarstwach nie było psów, nikt nie strzegł obejścia. Przynajmniej na podwórku nic nie ujadało :) a już na pewno żaden czworonóg nie biegał za nami.

Na postoju wcinamy kolejną puszkę makreli w pomidorach, znowu pychota, wylizujemy puszkę do końca.
Z każdym kilometrem oddalamy się od białych szczytów, już ich prawie nie widać. Pozostaje duża dolina, rzeka, górki, lasy. Lasy niezwykłe, w których mech tworzy podstawę runa, ale są też czerwone borówki, jagody, maliny, grzyby. Wszystkiego obfitość.
Na którymś ze skrzyżowań bez podglądania tego co jest na mapie skusiliśmy się na zjazd. No i spotkała nas niespodzianka, bo to nie był ten właściwy. Do wyboru albo pod górkę albo na expresówke, żeby dojechać do kolejnego miasteczka, w którym jest most, żeby dostać się na naszą drogę. No to expresówka....no trąbili na nas oj, trąbili, ale mknęliśmy jak pociski :D 25km/h pedałowałam nóziami ile było sił. W końcu pojawił się kawałek ścieżki rowerowej, ale tylko kawałek, którą dojechaliśmy do miasteczka Favang. Stamtąd biegła droga równoległa do drogi expresowej, ale po 4 km się skończyła, więc nawrotka i poszukiwanie mostu, który gdzieś tam przecież był.
Favang nas zaskoczyło, przy sklepie siedzieli ludzie, w centrum miasteczka młodzież siedziała na ławce...dziwny widok w Norwegii :) bo jeśli spotykasz człowieka to najczęściej w sklepie, albo jadącego w samochodzie, przy domu prawie nigdy, miasteczka zawsze wyglądają na opustoszałe. No ale w sumie Norwegia ma tylko 5 mln mieszkańców. W każdym razie byliśmy zaskoczeni widokiem beztroskich mieszkańców miasteczka.
W końcu most. No i podjazd na dzień dobry, drogą ubitą z dużą ilością naniesionego żwiru. Ciężko, mamy 90 km na liczniku, powoli zachodzi słonko, najchętniej położylibyśmy się w śpiworkach. Niestety, wszędzie stromo. Nie ma gdzie rozbić namiotu. Gdy się już ściemnia dojeżdżamy do Tretten. Wiemy, że jeśli tylko będzie camping będziemy na nim spać. Wjeżdżając do miasteczka, Michał zauważa w krzakach tuż przy przejeździe kolejowym łosia :D Zwalniamy, a spłoszony zwierzak nieporadnie ucieka i przebiega nam drogę. Nooo to jest na prawdę duże zwierzątko. Miał duże rogi, długie nogi i był koszmarnie nieporadny w uciekaniu. Ten widok wynagradza nam wszystkie dotychczasowe trudy. Szaleje z radości :)
W Tretten trafiamy na camping, za 200 koron wynajmujemy hytte, mały domek, z grzejnikiem, lodówką, piecem, łóżkami. Jest super! Ciepło, sucho. W końcu robię pranie, rozwieszam sznurek w środku, ogrzewanie na max i hah będą czyste, pachnące skarpety.
Na kolacje kuskus - nie najadamy się nim, ale był całkiem smaczny. Do tego słodkie chwile, herbata. I miękkie łóżeczko...zasypiamy w worach.





hodowla lam


lama :)










/


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa mnami
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]