avatar

Ula z miasteczka Kraków

Na rowerze mam przejechane 31340.87 kilometrów w tym 681.60 w terenie.





Gminy zaliczone:



button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

Darmowy licznik odwiedzin
licznik odwiedzin

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy koszulka.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2010

Dystans całkowity:1349.86 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:77:42
Średnia prędkość:17.37 km/h
Maksymalna prędkość:58.39 km/h
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:74.99 km i 4h 19m
Więcej statystyk
  • DST 26.00km
  • Czas 01:33
  • VAVG 16.77km/h
  • VMAX 36.00km/h
  • Sprzęt noname
  • Aktywność Jazda na rowerze

po miescie

Środa, 29 września 2010 · dodano: 29.09.2010 | Komentarze 0



  • DST 12.00km
  • Czas 00:40
  • VAVG 18.00km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Sprzęt noname
  • Aktywność Jazda na rowerze

do krk

Niedziela, 26 września 2010 · dodano: 26.09.2010 | Komentarze 0

Jaworzno - Szczakowa, Kraków

przemieszczanie się między PKP i domami.


  • DST 162.00km
  • Czas 09:06
  • VAVG 17.80km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Sprzęt noname
  • Aktywność Jazda na rowerze

żarówka

Sobota, 25 września 2010 · dodano: 26.09.2010 | Komentarze 2

Kraków - Tyniec - Skawina - Kalwaria Zebrzydowska - Palcza - Budzów - Sucha Beskidzka - Krzeszów - Las - Międzybrodzie Żywieckie - Żar - Międzybrodzie Żywieckie - Przełęcz Przegibek - Bielsko-Biała
Szczakowa - Jaworzno




W sobotę budzik zadzwonił o 4.45. Katastrofa. Zupełnie nie chciało nam się wstawać, ale plany na cały dzień, które chcieliśmy zrealizować jakoś mnie zmotywowały. Michała zmotywowało moje marudzenie :)
I tak ruszyliśmy sobie po 5, przez nocny jeszcze Kraków. Świt nad Wawelem, mgła unosząca się nad Wisłą, wiszący księżyc w pełni, najchętniej zostałabym do rana robiąc zdjęcia. No ale...Do Tyńca przemknęliśmy ścieżką rowerową, dalej Skawina i śniadanie w parku. Po drodze dostałam strzał kontrolny od przelatującego ptaka, w sam środek żarówiastej kurteczki. Mówią, że to na szczęście - może się spełni :)
Ze Skawiny kilka podjazdów z cyferkami, 9%, 8% ale jakoś dotkliwie ich nie odczuliśmy. Dalej przemknęliśmy przez bliskie mi miejscowości Kalwarię Zebrzydowską i Lanckoronę. Długo jechaliśmy wzdłuż rzeki Cedron i w pobliżu kalwaryjskich dróżek, złote liście na kasztanowcach i błękitne niebo dodawały temu miejscu uroku.
Dalej Palcza i droga na Suchą Beskidzką, całkiem przyjemna, dopiero przed centrum Suchej zaczęły się koleiny, jakieś bliżej nieokreślone formacje asfaltowe. I trąbienie pani z czerwonego autka, która chciała chyba żebyśmy jechali po trawie, bo zbyt dużo miejsca na drodze zajęliśmy.
W miasteczku zrobiliśmy, dłuższy postój w karczmie Rzym. Takie całkiem przyjemne miejsce, żurek dobry, dużo szynki, nawet całe jajo w nim pływało. Z pełnym brzuchem od razu lepiej się jechało :D zwłaszcza na dłuższych podjazdach, które za Suchą się na dobre zaczęły.
I tak już było pod górkę. Dalej wzdłuż jeziora Żywieckiego, aż na Żar. Legendy o trudności podjazdu są nieco przesadzone. Podjazd zaczęliśmy po przejechanych 115 km. Całą drogę zastanawialiśmy się kiedy zacznie się pionowy asfalt, od którego będzie się odrywać przednie koło, a tu nic i nic, do samego szczytu. Także wyjechaliśmy na górkę bez odpoczynku. Tyłek tylko ścierpł ale na szczycie był już pełen relaks i wylegiwanie w trawie. Fajne widoki na jezioro Żywieckie i Międzybrodzkie, Beskidy i zurbanizowaną okolicę.
Po zjeździe odbiliśmy na drogę na Bielsko-Białą - Straconka, przez przełęcz Przegibek. Oj było tam trochę pedałowania. A dalej to już zjazd prosto do Bielska, dworzec PKP. Ciężko było się wbić do wagonu rowerowego, na szczęście za Tychami było już luźniej.
Ze Szczakowej do centrum mieliśmy parę km, mknęliśmy już w nocy żeby zdążyć na umówione spotkanie. Udało się :)
A dzień mimo obolałych kolan, był super!







Kalwaria Zebrzydowska, Most Anielski


Kalwaria Zebrzydowska




Zamek w Suchej Beskidzkiej




Jezioro Żywieckie


góra Żar


widoczek


/
Kategoria 100 - 200 km


  • DST 10.30km
  • Czas 00:38
  • VAVG 16.26km/h
  • VMAX 31.33km/h
  • Sprzęt noname
  • Aktywność Jazda na rowerze

po miescie

Środa, 22 września 2010 · dodano: 22.09.2010 | Komentarze 0



  • DST 16.39km
  • Czas 01:09
  • VAVG 14.25km/h
  • VMAX 27.53km/h
  • Sprzęt noname
  • Aktywność Jazda na rowerze

po mieście spacerowo

Wtorek, 21 września 2010 · dodano: 21.09.2010 | Komentarze 0



  • DST 5.65km
  • Czas 00:20
  • VAVG 16.95km/h
  • Sprzęt noname
  • Aktywność Jazda na rowerze

koniec

Poniedziałek, 13 września 2010 · dodano: 13.09.2010 | Komentarze 9

Powrót do domu po długiej, 13 godzinnej podróży pociągiem z Gdańska...Spaliśmy na glebie przy rowerach, a później dworzec, zakupy i dom. Dziwnie jakoś tak. Dopiero teraz dotarło do mnie, że to już koniec wyprawy.

Teraz garść statystyk:

po za granicami kraju pedałowaliśmy 17 dni, w tym czasie pokonaliśmy ok. 1710 km przewyższenie całkowite wyniosło 40790 m co daje przewyższenie na km trasy 23,85 m/km. Największa pokonana przez nas różnica poziomów to 1434 m.

Nie zanotowaliśmy żądnej poważniejszej awarii na trasie, jednak byliśmy na nie przygotowani dzięki 2 sklepom rowerowym, które wspomogły nas sprzętowo:


Pozwolę sobie jeszcze dopisać parę słów o finansach.
Bilet na samolot w promocji za 15 zł + 125zł przewóz roweru + nadbagaż 70zł razem 210zł od osoby, bilet do Gdańska na pociąg 125 zł, z Gdańska 70zł; prom 270zł od osoby. W sumie na dojazd do Norwegii i z powrotem 675zł. 1200 zl wydaliśmy na zakupy jedzenia. Podliczając, mniej więcej po 1300 na głowę.
Największe poniesione przez nas koszty to zakup sprzętu, począwszy od odzieży przeciwdeszczowej, poprzez buty, opony i sakwy, ciepłe śpiwory, na zakupie palnika i karty do aparatu w Norwegii kończąc.

  • DST 28.65km
  • Czas 02:07
  • VAVG 13.54km/h
  • VMAX 37.98km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

nad morzem

Niedziela, 12 września 2010 · dodano: 13.09.2010 | Komentarze 2

Pierwoszyno - Gdynia SKM Sopot- Gdańsk

W niedziele zebraliśmy się w końcu do wyjazdu do domu. Pociąg o 21 z Gdańska. Z uroczego Pierwoszyna wyruszyliśmy popołudniu. Sakwy znowu na bagażniku :) W planie było odwiedzenie Sopotu i starówki w Gdańsku.
Jechało się przyjemnie. Jedyne kłopoty pojawiały się na dworcu kolejowym, z którego podjeżdżaliśmy z Gdyni do Sopotu kolejką miejską. Pokonanie kilku tuzinów schodów z obładowanym rowerem zaliczyć można do przyjemności o wartości poniżej zera.
W Sopocie tłumy, jak na Krupówkach w Sylwestra. Dramat. Kopiliard ludzi zmierzających z Molo, na Molo...stragany ze wszystkim, nawet oscypki. Darowaliśmy sobie poznawanie uroków miasta i czym prędzej ruszyliśmy ścieżką rowerową w kierunku Gdańska. Fajnie się jechało :) widok na morze, pojawiające się co jakiś czas wejście na plaże, knajpki...i tłum rowerzystów :D normalnie korki były!!
A dalej to już ciurkiem przez Gdańsk w kierunku PKP i starego miasta.
Gdańsk zrobił na mnie duże wrażenie. Śliczne kamienice, na każdą można patrzeć godzinami. Wizytę na starówce uczciłam gofrem z olbrzymią porcją śmietany i owoców :)
A później to już tylko walka ze schodami i dworzec PKP, walka z wchodzeniem do pociągu i podróż w kierunku Krakowa.


walka ze schodami, cz.1











  • DST 22.57km
  • Czas 01:53
  • VAVG 11.98km/h
  • VMAX 33.00km/h
  • Sprzęt noname
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gdynia - Pierwoszyno

Sobota, 11 września 2010 · dodano: 15.09.2010 | Komentarze 0

Gdynia - Pierwoszyno - Rewa - Pierwoszyno

Rejs był męczący ale było super. Dyskoteka na pokładzie, panie w szpilkach, panowie wyeelegantowani, a my w buciorach, ciuchach rowerowych, ze śmierdzącymi skarpetami. Samo życie :)
Ale zjedliśmy w restauracji schabowego z ziemniakami i fura surówek. Z wrażenia aż zalałam sobie herbatę zimna wodą...
Koło 6 zaczęliśmy się zbierać, ja zdecydowałam po całej nocy przemyśleń, że jednak chce pamiątkowego łosia ze statku, więc pobiegliśmy jeszcze do statku. A później już tylko po rowerki i wyjazd z portu.
Jakoś sobie poradziliśmy na polskiej ziemi i polskiej drodze mimo, że dziurawa i koleista.
Dostaliśmy zaproszenie do Pierwoszyna, do rodziny Michała. Więc czym prędzej tam pomknęliśmy na naszych rumakach.
A później było oglądanie okolicy i już tylko leniuchowanie.




promu ślad




port w Gdyni


Do Norwegii tędy dojadę??

  • DST 56.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 18.67km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Sprzęt noname
  • Aktywność Jazda na rowerze

odpływamy

Piątek, 10 września 2010 · dodano: 15.09.2010 | Komentarze 0

Erinksboda - Karlskrona


Do Karlskrony 48 km. Nie śpieszymy się, prom odpływa dopiero o 20. Chcemy tylko kupić bilety, a później gdzieś usiąść i czekać.
W nocy padało. Chmury gęste, nie widać szans na poprawę. Namiot musimy składać mokry, do tego cały się brudzi przy składaniu na glebie. My już jesteśmy mokrzy. Zakładamy wszystko ochraniające ubranie :) obrzydlistwo.
Czas jechać. Droga mija stosunkowo szybko, ale mało przyjemnie. W końcu docieramy na przedmieścia. Jako, że nie widzimy żadnej alternatywy wjeżdżamy na drogę ekspresową. Oj trąbią na nas oj trąbią. Ale nie bardzo mamy wyjścia. Zaciskamy zęby i mijamy trzy kolejne ronda. Cały czas jadąc za znakami wskazującymi port z promem do Gdyni.
W końcu kawałek ścieżki rowerowej. Możemy bezpiecznie jechać :) do portu. I nasz prom już stoi, i czeka. Jest ogromny :) Zachwycamy się, kupujemy bilety - drożej niż w internecie ;/ 550 zl za nas i za rowery.
Burczy nam w brzuchach, więc po wydaniu ostatnich złotówek, wracamy do mijanego centrum handlowego, żeby wydać ostatnie korony. Objadamy się hamburgerami, lodami, ciastkami. Była dopiero 14 a my już nie mieliśmy co robić. Wróciliśmy do portu, w poczekalni zostawiliśmy rowery, umyliśmy się, ja pożegnałam się z moimi butami górskimi, w których przez ostatnie 5 lat przebiegałam Beskidy i Tatry. Zostały samotne w śmietniku nad brzegiem morza...
O 18 zaczęli wpuszczać na prom samochody, więc również ustawiliśmy się w kolejce. Później wjazd po platformie na prom, rowerki zamocowane, a my mogliśmy udać się na zwiedzanie statku i znalezienie swoich fotelików.
Prom super, restauracje, sklep, milion automatów do gry, elegancko i drogo, ale fajnie :)
Gdy ruszamy, trochę buja, ale przede wszystkim słychać niemiłosierny huk silników. Nie da się spać. Szwędamy się po pokładzie, robimy zdjęcia, wydajemy resztki w sklepie wolnocłowym :D na napoje.
A później kładziemy się na dywanie między super "wygodnymi" fotelami i zasypiamy.



ostatni poranek w Szwecji wita nas deszczem


już blisko









/

  • DST 157.00km
  • Czas 09:04
  • VAVG 17.32km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Sprzęt noname
  • Aktywność Jazda na rowerze

jeszcze dalej

Czwartek, 9 września 2010 · dodano: 15.09.2010 | Komentarze 0

Donarp - Ljungby - Erinksboda


Kolacja z dnia poprzedniego była świetna. Makaron, tuńczyk w oleju, do tego sos cztery sery z brokułami. Długo się oblizywaliśmy, mimo że sos był zimny bo skończyła się benzyna i nie dało się już gotować. Dziś zostały do umycia garnki, plastikowe miseczki.
Pobudka o 6. Dziś musimy przejechać tyle ile damy radę, tzn jak najwięcej. Po 7 jesteśmy gotowi do drogi.
Mijamy miasto Ljungby, a po drodze kolejne kurchany, kamienie ze znakami runicznymi, kamienie milowe.
Mimo, że pod wiatr staramy się pedałować ile sił w nogach. Docieramy do pięknego jeziora Asnen, i jedziemy przez jego środek :) tzn przez wyspę i mosty łączące brzegi. Na tym terenie jest również rezerwat. Wspaniała okolica. Udaje nam się zobaczyć nawet walkę kota z lisem, który uciekając przed nami wtargnął na kocie terytorium. Bardzo dużo grzybów po drodze. Prawdziwki od tych małych do tych o ogromnych kapeluszach. Całe rodziny kozaków, krakowiaków, podgrzybków. A ja rozpaczam, bo nie mogę ich zabrać ze sobą.
Kawałki drogi podjeżdżamy dość ruchliwą drogą, na której nie ma ani kawałeczka pobocza. Zdecydowanie mi się nie podoba. Na szczęście po 20 km, odbijamy na poboczne drogi. I znowu świetnie, jeziora, domku, pasące się konie, grzyby, las.Sielanka. Docieramy do miejsca planowanego noclegu, gdy już zapada zmierzch. Na liczniku 157 km. Małe jeziorko. Rozbijamy namiot na strasznej krzywiźnie. Rzeczy prawie zsuwają się w jednym kierunku. Gotowanie i padamy do worów, na ostatnią noc w Szwecji.


przed startem


kamień z pismem runicznym


Marie z Nutellką


przed wieloma nie funkcjonującymi już gospodarstwami ustawia się bańki na mleko


popas rumaków




/