avatar

Ula z miasteczka Kraków

Na rowerze mam przejechane 31340.87 kilometrów w tym 681.60 w terenie.





Gminy zaliczone:



button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

Darmowy licznik odwiedzin
licznik odwiedzin

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy koszulka.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 30.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:30
  • VAVG 12.00km/h
  • Sprzęt noname
  • Aktywność Jazda na rowerze

zagubiłam się w lesie poraz kolejny...

Sobota, 19 września 2009 · dodano: 19.09.2009 | Komentarze 0

Jaworzno - Wilkoszyn - las - las - Ciężkowice - las - Sosina - Pieczyska - las - Jaworzno

Plany były ogromne na dzisiejszy dzień, ale już po kilku kilometrach doszłam do wniosku, że to nie jest mój dobry dzień. Jechałam cały czas pod wiatr, a przy tym diabelnie bolały mnie nogi, przez co prędkość nie była imponująca i komfort jazdy żaden. Dlatego na Wilkoszynie zamiast jechać prosto skręciłam w jakąś ścieżkę leśną, kierując się prostą zasadą, że skoro jest ścieżka to musi prowadzić do jakiegoś konkretnego celu. Ale nie, ale nie :P Wylądowałam na bliżej nieokreślonej łące, gdzie trawy sięgały ponad moją głowę, ścieżki nie było, ale nie bardzo chciało mi się wracać. :)Przedzierałam się przez chaszcze licząc, że w lesie będzie na mnie czekała jakaś mała dróżka . Ale nieee. Dróżki nie było, więc kolejne pół godziny przedzierałam się przez las i w końcu trafiło się coś przypominającego drogę.
Cena za przygodę była niemała, uszkodziłam licznik i zgubiłam tylne światełko :/
Wyjechałam z lasu tak na prawdę nie wiem gdzie. Jakaś wiocha tuż przy torach w kierunku Krakowa. Ruszyłam w kierunku Ciężkowic znowu lasem, tym razem było już troszkę łatwiej. W Ciężkowicach czując się w pełni odnaleziona i pojechałam nad zalew Sosina i dalej na Pieczyska (chyba tak to się nazywa) gdzie odbywał się rajd 4x4.
Generalnie bilans wyprawy, mimo wszystkich szkód dla rowerka i dla mnie, jest +5 :) bo szkoda w taką pogodę siedzieć w domu.

pozdrawiam!









Sosina


4x4


  • DST 49.87km
  • Teren 17.00km
  • Czas 04:05
  • VAVG 12.21km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Sprzęt noname
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lipowiec przed 14.00

Środa, 9 września 2009 · dodano: 09.09.2009 | Komentarze 0

Jaworzno - Balin - Chrzanów (żółty szlak pieszy) - Zagórze - Wygiełzów - Zamek Lipowiec - Zagórze - Chrzanów - Balin - Jaworzno

Korzystając z ostatnich chwil lata ruszyłam na krótką, samotną wycieczkę. Chciałam troszkę pojeździć w terenie i sprawdzić czy do Lipowca da dojechać się jakąś inną niż powszechnie używaną drogą nr 781.
Po krótkim zamuleniu w Chrzanowie i poszukiwaniu jakichkolwiek oznaczeń, trafiłam na nie na przy przystanku obok PKSu. Początkowo szlak wiedzie przez chrzanowskie osiedla, park, a później już wbija w kierunku Zagórza. Ale żeby nie było tak łatwo, po drodze przedzierałam się przez powalone drzewa i wąwóz, którym absolutnie nie dało się jechać. Nie dość, że było stromo to jeszcze jakieś paskudne robactwo latające się do mnie przylepiało. Za to na szczycie fajna nagroda w postaci świetnych widoków na Chrzanów, Zagórze, okoliczne lasy no i zamglone Beskidy.
Szczerze pisząc to jakoś powoli mi się jechało, a przecież o 14 miałam być w Jaworznie na zajęciach. Tymczasem o godzinie 10.30 miałam przed sobą jeszcze 1/3 drogi. Z Zagórza znowu przedzierałam się przez las. Tym razem poszło łatwiej. Podjazd był możliwy do pokonania dla rowerka i moich już zmęczonych nóg, a na zjeździe z Rezerwatu Bukowica mogłam troszkę odpocząć.
A dalej to prosto do Wygiełzowa przez wszelkiej maści chaszcze, przez które poprowadzony jest szlak ;) i w końcu krótki wypoczynek na zamku w Lipowcu. O godzinie 11.30 rozpoczęłam powrót do domku. Asfaltem "pomknęłam" co sił w nogach i o 13 byłam w Jaworznie.
Fajnie było, a ilość wytworzonych endorfin nie pozwalała mi spokojnie usiedzieć na zajęciach ;D





przeszkoda


widok z Żelatowej Góry ( Zagórze)


chaszcze part 2


Lipowiec


  • DST 91.00km
  • Teren 25.00km
  • Czas 06:06
  • VAVG 14.92km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Sprzęt noname
  • Aktywność Jazda na rowerze

mmmm wodzionka!

Niedziela, 30 sierpnia 2009 · dodano: 30.08.2009 | Komentarze 0

Zawiercie - Bzów - Ogrodzieniec - Ryczów - Bydlin - Jaroszowiec - (czerwony szlak pieszy) Rabsztyn - Olkusz - Bukowno - Jaworzno

Zebraliśmy się w końcu na wyjazd na Jurę, tym razem w mocniejszym składzie :P bo dołączył do nas Robuś. Do Zawiercia dojechaliśmy pociągiem. Stamtąd wraz z poznanym w pociągu Pięknym Nieznajomym z Krakowa :] ruszyliśmy przez Bzów w kierunku Ogrodzieńca.
W sumie nie mieliśmy konkretnego planu podróży, poza wbiciem się wcześniej czy później na czerwony szlak pieszy wiodący do Olkusza. PN z Krakowa miał 2 mapy, przewodnik + trasy wypisane na krateluszce, więc dosyć wygodnie było się do niego podpiąć :) co też zrobiliśmy.
I tak w Ogrodzieńcu pierwszy przystanek na piwko pod zamkiem. Jakoś trudno było się odnaleźć w tym targowisku próżności, gdzie można kupić wszelkiej maści pamiątki, oscypki :o, skamieliny...Dalej ruszyliśmy fajną dróżką leśną do Ryczowa, gdzie Misiek mógł się wyszaleć na zjeździe po korzeniach i kamiorach i podjazdach, które ja brałam na dwa razy ;] W Ryczowie wykombinowaliśmy jakoś sposób na ucieczkę od PN z Krakowa, który dawał się we znaki swoim ględzeniem, chociaż na swój wiek - trzeba przyznać - nieźle pedałował :)
Ruszyliśmy żółtym szlakiem pustynnym, prowadzonym w jakiś kuriozalny sposób przez wioseczkę, a później przez prawdziwe piachy.
Przez Bydlin śmignęliśmy prędko w poszukiwaniu kolejnego miejsca, w którym można spożyć, przy tym nie bardzo zważając na położony w pobliżu zamek. I tam znowu spotkaliśmy naszego wydawało się byłego towarzysza podróży. Naładowani świeżą energią wystartowaliśmy z Miśkiem gubiąc Robusia i NP z Krakowa. W Jaroszowcu po krótkiej naradzie rozdzieliśmy się, umawiając się jednocześnie na spotkanie w Olkuszu. Pojechaliśmy z Michałem czerwonym szlakiem pieszym, myląc kierunki krążyliśmy w okół dawnego szpitala, zanim trafiliśmy na właściwą drogę. Ale było warto. W lesie piękne wapienne skałki, dosyć pokaźne i już nie oblegane przez wspinaczy :) totalna romantika :D Górka była spora, więc i trochę przekleństw na podjeździe poleciało, ale za to zjazd - czysta przyjemność :D wspaniały odcinek. I tak aż do Rabsztyna. Mieliśmy pomysł żeby do Olkusza podjechać główną szosą, ale po przejechaniu 50 m na jednym pasie z rozpędzonymi samochodami, skapitulowałam. Wróciliśmy na czerwony szlak pieszy i nim już do samego Olkusza, gdzie w ogródku piwnym czekał na nas Rob.
Niestety w drogę do Jaworzna ruszyliśmy we dwójkę, Robuś wybrał transport czterokołowy. Była 18.10, a my bez światełek, głodni i już dosyć zmęczeni ruszyliśmy do domu dobrze znaną trasą. Droga z Olkusza do Bukowna zajęła nam 25 minut, z Bukowna na Sosine 35 :) Na kamieniołomy dojechaliśmy w ciemności, a później troszkę prowadząc, trochę podjeżdżając dotarliśmy do domku.Padając ze zmęczenia i tak nuciłam sobie w myślach pieśń, którą w sobotę Michał podesłał Callanom... mmm wodzionka!


do pola!


W tle nadzwyczaj ważna skałka trzeciorzędowa







piaskowo




sztuka sprowadzania roweru (SSR)


pozdrawiam!
Kategoria do 100 km


  • DST 30.50km
  • Teren 19.00km
  • Czas 02:24
  • VAVG 12.71km/h
  • VMAX 32.00km/h
  • Sprzęt noname
  • Aktywność Jazda na rowerze

przemszowym szlakiem

Środa, 26 sierpnia 2009 · dodano: 26.08.2009 | Komentarze 0

Domciu - Leopold - Łęg - wzdłuż Przemszy - Jeleń - Dziećkowice - Jeleń - Przemsza - Leopold - Domciu

Jako, że leniwie się jakoś zrobiło pod względem wyjazdowym pomyślałam, o krótkim wypadzie łączącym przyjemne z pożytecznym; toner zawiozłam do regeneracji no, a później, ruszyłam na Dziećkowice z zamiarem leniuchowania na plaży.
Traska przez Łęg zupełnie udana, pięknie kwitnące lilie wodne: białe, fioletowe i żółte - myślałam, że takie rzeczy tylko w filmie, a jednak udało zobaczyć się na żywo. Może kominy elektrowni nie były specjalnie romantyczne ale generalnie fajny klimacik. Dalej wzdłuż Przemszy przez wielkie trawy:)obserwując stadka dzikich kaczek. W ciągu trzech dni spędzonych nad Rospudą nie widziałam tyle dzikiego ptactwa co w przeciągu pół godziny na śmierdzącej i brudnej Przemszy. Nie wiem o co w tym chodzi :)
Do Dziećkowic szybko czmychnęłam z Jelenia asfaltówką. Po tym jak wyprzedzał mnie pędzący Star i łaskawie owionął ciepłą spaliną oraz ciężarówa wioząca ogromne drzewa moje zamiłowanie do szosy dziwnie stopniało.
W jeziorku wymoczyłam troszkę siebie i rower nie myty od ostatnich wojaży :)
No i tą samą drogą wracałam do domku :)Ot taka przejażdżka.

Romantika :)




fioletowe ;]




gdyby tak nie śmierdziała, byłoby jak w górach






  • DST 26.00km
  • Teren 7.00km
  • Czas 01:25
  • VAVG 18.35km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Sprzęt noname
  • Aktywność Jazda na rowerze

GK

Sobota, 22 sierpnia 2009 · dodano: 22.08.2009 | Komentarze 0

Jaworzno - Ciężkowice Kościół - Trzebinia - Luszowice - Balin - Wilkoszyn - Jaworzno


Którąś już sobotę z kolei poświęcam na krótki wypadzik do Małopolski po Gazetę Krakowską, której w Jaworznie kupić się nie da. GK jest teraz wyjątkowo cenna bo z mapą Parków Krajobrazowych Małopolski :)
Droga bez większego spinu, tyle że nogi jednak nie wypoczęły jeszcze po zeszłotygodniowych wojażach rowerowych i pieszych :)i na podjazdach czułam ze ciężko się pedałuje.


  • DST 123.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 08:40
  • VAVG 14.19km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Sprzęt noname
  • Aktywność Jazda na rowerze

Krzyżtopór i bikewalking

Sobota, 15 sierpnia 2009 · dodano: 17.08.2009 | Komentarze 1

Kielce - Mojcza - Mojecka Zalasna - Otrocz - Niestachów - Brzechów - Daleszyce -Nowa Huta -Sędek - Łagów - Duraczów - Ruda - Nowa Zbelutka - Jastrzębska Wola - Skolankowska Wola - Iwaniska - Ujazd - Klimontów - Jachimowice - Koprzywnica - Błonie - Ciszyca - Tarnobrzeg

Po wielu prośbach i naleganiach z mojej strony Michał dał się przekonać do zobaczenia sterty kamieni czyli zamku Krzyżtopór.
Szybkie sprawdzenie na google maps traski - 100 km z Kielc do zamku i z powrotem, czyli w jeden dzień uporamy się bez większych problemów... Do Kielc przyjechaliśmy o 9.00, kilka okrążeń centrum w poszukiwaniu niebieskiego szlaku pieszego, który miał nas prowadzić do celu. Znaleziony pseudo niebieski szlak wywiódł nas w pola, dosłownie bo pojechaliśmy w przeciwnym kierunku do zamierzonego. O 11 trafiliśmy na właściwą drogę :) znając naszą średnią prędkość i mając na uwadze, że część trasy prowadzi przez łąki i pola :P to podejrzewaliśmy, że wypadnie nam gdzieś przenocować.
Tymczasem po postoju pod telegrafem, ruszyliśmy do celu. Ostre podjazdy, na których Michał dobrze sobie radził mnie zmuszały do prowadzenia rowerka :) - bikewalking!
I tak po przemęczeniu się przez dwie górki Mójecką i Otrocz, próbowaliśmy nadrobić stracony czas na asfalcie. Kolejny odcinek drogi od Nowej Huty do Sędka wiódł wyłożoną kamieniami drogą, która ciągła się przez 10 km. W nagrodę po przejechaniu lasu mieliśmy piękny widok na kielecczyzne, i całe pasmo Łysicy. Później znowu wjechaliśmy na asfalt i już do końca w terenie bitumicznym :)
Do zamku dojechaliśmy o 19.30, mieliśmy 30 minut na szybkie zwiedzanie. Trochę mnie rozczarował, na zdjęciach wyglądał na znacznie większy :) Ale i tak byłam szczęśliwa, że udało się zrealizować małe marzenie anno domini 2009.
Tymczasem zrobiło się ciemno i chłodno i do domu daleko...mogliśmy przespać się w sianie, albo wracać najkrótszą drogą do Kielc albo do Tarnobrzegu. Po telefonicznej konsultacji z Krzyśkiem, czy aby na pewno z Tarnobrzegu jeżdżą pociągi do Katowic, albo Krakowa zdecydowaliśmy się na ostatnią opcję. Dobrze, że Michał miał czołówkę, to było nasze jedyne światło przez 30km. Droga wiodła zadupiami, w której nie można było uświadczyć ani jednej latarni, a gdy już do jakiejś dojechaliśmy to o 22.30 wyłączyli prąd ;]
Czekała nas jeszcze jedna niespodzianka, okazało się, że miasteczko jest po drugiej stronie Wisły. Żeby ulżyć sobie w cierpieniu i nie jechać przez Sandomierz wybraliśmy opcję promową, łudząc się, że mimo godziny 23 będzie odpływał. Niestety cudu nie było. Pozostało nam przespać się budce na promie, która miała mniej więcej wymiary 1m na 1,50. Luksusu nie było, ale przynajmniej ciepło :) I tak po kilku łykach warki spaliśmy na leżąco-siedząco. W nocy nawiedził nas rybak i napędził trochę strachu, na szczęście miał pokojowe zamiary.
O 5 pobudka i oczekiwanie na promiarza, o 6 zaczęliśmy się martwić, że jednak czeka nas 30km traska do Sandomierza, ale udało się :) za 2,50 przepłynęliśmy do Tarnobrzegu. O 8.24 dzięki IC rozpoczęliśmy niezapomniany powrót do domu.

Kielce


Pałac Biskupów Krakowskich


bezdroża


lisek na polowaniu


na podjeździe




Pasmo Łysogóry


Krzyżtopór :)






tyle było widać przez 30 km gdy jechaliśmy do Tarnobrzegu :)


blady świt nad Wisłą


prom na którym spaliśmy :D






Tarnobrzeg


zatłoczone IC w drodze do domu, za 52 zł gleba w korytarzu ;]
Kategoria 100 - 200 km


  • DST 91.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 06:11
  • VAVG 14.72km/h
  • Sprzęt noname
  • Aktywność Jazda na rowerze

nie ufaj nikomu :)

Środa, 12 sierpnia 2009 · dodano: 13.08.2009 | Komentarze 4

Jaworzno - Szczakowa - Bukowno - Sławków - Laski - Hutki - Klucze - Olkusz - Bukowno - Szczakowa - Jaworzno

Od kliku tygodni do Gazety krakowskiej dodawane są mapy małopolskich parków krajobrazowych. Ku naszej uciesze dużo na nich terenów w okół Jaworzna z zaznaczonymi szlakami rowerowymi i pieszymi. Uzbrojeni w mapy,prawie wymyśloną trasą do Ogrodzieńca spotykamy się w nieco deszczowy, środowy ranek.
Trochę nam się przeciągnął przejazd przez Jaworzno, bo utknęliśmy na chwilę w kamieniołomach szukając jakiegoś tunelu..a że znowu zaczęło padać, szybko zmieniliśmy plan. Miało być do przodu i terenem, więc ruszyliśmy lasem wzdłuż najnudniejszej drogi świata ciągnącej się od zalewu Sosina do Bukowna (męcząca, długa prosta i wyprzedzające tiry). A później trasa sama się ułożyła. Podjazd, zjazd, podjazd - tubylcy na przystanku - podjazd, zjazd - sklep - zjazd - gleba Michała na ostrym zakręcie przy prędkości 40km/h i znowu podjazd i nareszcie Sławków.
Tam chwila relaksu, lody i znowu w drogę. Zamiast w kierunku prosto na Maczki, wybraliśmy niebieski szlak wiodący z rynku do ... chyba nie było zaznaczone dokąd :)
No to niebieskim! Po drodze trafiliśmy na cmentarz żydowski, kilka kapliczek i nagle znaleźliśmy się w Laskach...Wspaniała droga przez las, bagna, monstrualnie wielkie kałuże, pokrzywy, ale było warto. Cały czas szukaliśmy szlaku żółtego z mapy...na próżno, bo w gazetowej mapie kolorki się pomieszały - niebieski- żółty - nieważne...czyżby w GK pracował znany Stefasonic ? ;p
I tak dotarliśmy do Kluczy, później mimo planów ominięcia głównej drogi, podążaliśmy w deszczu do Olkusza i Bukowna, a w końcu do Jaworzna.



czy widzisz światełko w tunelu?


na którejś piaskowni przed Bukownem








Sławków


Austeria z 1781r.


Suszenie stupów :P


Cmentarz żydowski na który trafiliśmy za Sławkowem



Olkusz


Nie mam nogi, zjedli ją moi współtowarzysze... jeszcze ich mlaskanie słyszę..


kuniec
Kategoria do 100 km


  • DST 83.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 05:30
  • VAVG 15.09km/h
  • Sprzęt noname
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czerna at last

Niedziela, 9 sierpnia 2009 · dodano: 13.08.2009 | Komentarze 0

Jaworzno - Ciężkowice - Biskupi Bór - Podlesie - Lgota - Nowa Góra - Czerna - Krzeszowice - Tenczynek - Rudno - Dulowa - Młoszowa - Trzebinia - Ciężkowice - Jaworzno


Wyjazd do Czernej od jakiegoś już czasu wisiał w powietrzu, ale zawsze brakowało ochoty albo czasu, a skoro teraz króluje bezrobocie więc pozbieraliśmy się w niedzielny poranek i ruszyliśmy w drogę.
Miała to być ambitna próba pokonania całego dystansu terenem...przygotowanie przed Małym Szlakiem Beskidzkim - 140 km. Tymczasem już za Podlesiem zaczęła się powolna agonia mojej silnej woli, piach i kilka podjazdów pozwoliły mi wybić sobie z głowy wszelkie górskie wycieczki, przynajmniej na jakiś czas :) Między kolejnymi przekleństwami w głowie pojawiała się co jakiś czas myśl o gładkim asfalcie, szosie, utwardzonej drodze... eh..
Dopiero w Lgocie po paczce chipsów i łyku coca-coli, wstąpiła w nas nowa energia. Mijając Paryż dojechaliśmy do Czernej.
Sam podjazd na najniższym przełożeniu brałam na dwa razy, ciesząc się że Michał jedzie przede mną i niczego nie podejrzewa :) Pobiegałam po klasztorze,w którym kiedyś obowiązywała klauzula milczenia, a dziś pełnym "wiernych" spacerujących z lodami i pozujących do zdjęć przy drodze krzyżowej. Troszkę to zajeżdża kiczem, lepiej wybrać się tam w tygodniu i na spokojnie przejść przyklasztorne alejki i muzeum wypełnione m.in. pamiątkami z misji w Afryce.
Droga powrotna była pełna atrakcji - w Krzeszowicach przejeżdżaliśmy koło dworku, w Tenczynku tuż obok zabytkowego kościółka, dalej przez Puszcze Dulowską, Dulową, w której można zobaczyć kurhan z 2004 r (chyba) wzniesiony z inicjatywy miejscowego proboszcza, i Młoszowa.
To niewątpliwie mój nr 1 całej wyprawy. Piękny XVII-wieczny pałac z romantycznym rozległym parkiem zrobił wrażenie chyba tylko na mnie, bo Michał oddał się odpoczynkowi na ławce, a ja już tradycyjnie robieniu zdjęć swoim rachitycznym aparacikiem.
Do domu dojeżdżaliśmy już o zachodzie słońca. Pięknie było:)


foto



kupalnia


Miśko-nawigator


Czerna


Michał-nawigator II


Klasztor


Krzeszowice


Młoszowa



Fascynujący widok na Sierszę
Kategoria do 100 km


  • Aktywność Wędrówka

Rycerzowa 2008

Sobota, 6 grudnia 2008 · dodano: 20.01.2014 | Komentarze 1

Na pewno z tego wyjazdu były jeszcze jakieś foty, ale nie pamiętam kto robił nawet, te które są poniżej, na pewno nie ja :) Chyba było robione ze statywu, bo nie umiem namierzyć ewentualnego fotografa. Zrobione aparatem Olipmus, może Kasia miała taki aparat... nie pamiętam. No i brakuje bardzo fotek z nocnej imprezy. Wiele ze zdjęć, które miałam zostało na dysku twardym starego komputera, który się gdzieś poniewiera nie wiadomo gdzie. Jeśli ktoś ma w swoich zasobach przepastnych zdjęcia z tego wyjazdu, dajcie znać koniecznie!




Mariusz, Karina, ula, Michał, kolega Jacka - za Boga nie pamiętam jak miał na imię, Jacek, Kasia, Bożena, Remek, Adam W., Marcin, Leo, Adam S., Bartek


Leonia, Michał, Jacek, Adam W. i Pan X.


Normalsi nie mają wstępu






Mariusz, Karina, Kasia, Stefek, Remek, Marcin, Pan X. Jacek i Leo





Zdjęcie zrobione gdzieś w knajpie hmm w Milówce, albo w Żywcu. Nie pamiętam niestety. Pojawia się tu Kuba, dojechał do nas w nocy w sobotę i razem wracaliśmy do domu.


  • Aktywność Wędrówka

Rycerzowa 2007

Niedziela, 9 grudnia 2007 · dodano: 20.01.2014 | Komentarze 0

Znowu nie zrobiliśmy sobie grupówki i wszyscy są porozciągani po kilku zdjęciach. W 2007r. zimka dopisała, góry wyglądały wspaniale, a atmosfera w bacówce była jak zwykle alkoholowa. Prawda, nie umiemy bawić się na trzeźwo :) znak to, że jesteśmy prawdziwymi Polakami, ludem wschodu.


Karina, Kasia, ja, Arek, Adam, Bożena, Leo, Krzyś


Dołączyli do nas Patrycja i Paweł




Największa kula śniegowa ever :D




Bożena i Leonia :D




Szymon i jego trombita.




Dotarli też Adam S., Zigi, Marcin i Adam X.




Rysował Szymon tylko walnął się z datą, powinien być 09.12.2007






powroty

Fotki: Krzysiek T.