avatar

Ula z miasteczka Kraków

Na rowerze mam przejechane 31340.87 kilometrów w tym 681.60 w terenie.





Gminy zaliczone:



button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

Darmowy licznik odwiedzin
licznik odwiedzin

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy koszulka.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

100 - 200 km

Dystans całkowity:3180.65 km (w terenie 86.00 km; 2.70%)
Czas w ruchu:164:55
Średnia prędkość:19.29 km/h
Maksymalna prędkość:61.79 km/h
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:122.33 km i 6h 20m
Więcej statystyk
  • DST 125.90km
  • Czas 05:36
  • VAVG 22.48km/h
  • VMAX 43.14km/h
  • Sprzęt ko(l)siarka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niezłe Bagno

Wtorek, 22 października 2013 · dodano: 22.10.2013 | Komentarze 0

Wrocław - Szewce - Kotowice - Uraz - Wielka Lipa - Bagno - Górowo - Piotrkowice - Kuraszków - Oborniki Śląskie - Trzebnica - Łozina - Domaszczyn - Wrocław


O 8 pobudka, zwlekamy się z wyra, Misiek do pracy, a ja z kwaśną miną maszeruję do kuchni robić pierogi. Mąka wala się po wszystkim dookoła, w tle leci radio, a ja lepie 10 pieróg. Wydawałoby się, że takie prace powinny przebiegać bez większych emocji. Ale radio w tle i to co tam się działo zagrzewały mnie do rzucenia bluzga od czasu do czasu. Pani poseł opowiada o "zbrojnych ramionach partii", o Macierewiczu, brzozach i komisjach i w sumie wydaje mi się, że ja i ta pani żyjemy w innych wymiarach. Słucham i żałuję, że słucham, a wyłączenie radia w sumie jest wyczynem, bo z tymi łapami brudnymi, oblepionymi ciastem...

Nie oglądam wiadomości, nie słucham, nie czytam, nie interesuje się, mam na imię Urszula i jestem politologiem. Od piętnastego roku życia interesowałam się polityką tym co się dzieje w Polsce i na świecie, wszystko było pod kontrolą. Po ukończeniu studiów, zderzeniu z rzeczywistością, o której politycy nie mają pojęcia, zaniechałam interesowania się. Bagno, prawdziwe, od początku do końca życie polityczne w naszym kraju to niekończąca się kloaka, z którą nie chce obcować, nie chce żeby zaśmiecało moją głowę treściami o poziomie poniżej kazania księcia na niedzielnej sumie.

Chwała Bogu, mam coś takiego jak rower, jak góry, książki, Dragon Balla i marzenia o wszechświecie i mogę mieć w nosie co sobie panowie warszawscy i panie wyczyniają na salonach.

No i na szczęście są też inne Bagna :) Bagno wioska 30km od Wrocławia, na przykład. Urocze miejsce pośrodku niczego, zadbany pałac, zadbana wieś, dobra droga, aleja z lip. Żyć nie umierać. Rowerowa przejażdżka wyleczyła Bagnem i Prusicami cały syf poranka.

Pierogów było 53.


Jesień.


Bagno


Kościół Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Bagnie


Pałac z XVIIIw., od 1953r. Wyższe Seminarium Duchowne Salwatorianów
















Rozpadający się pałac w Górowie. Środkowa część jest w stanie ruiny, natomiast oba skrzydła pałacu są zamieszkane.




Wnętrze pałacu.


Piotrkowice, dwór barokowy, wybudowany w 1693roku.



A tak wyglądał kiedyś. Obraz namalowany przez Theodora Blätterbauera (1823-1906)



Prusice, urocze, leniwe miasteczko. Ratusz.


Maleństwa.


Kościół św. Józefa w Prusicach, neogotyk. Zamknięty.




400letni dąb napoleoński w Kuraszkach.

  • DST 102.70km
  • Czas 04:18
  • VAVG 23.88km/h
  • VMAX 40.72km/h
  • Sprzęt ko(l)siarka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Oleśnica - książęta w PRL-u

Niedziela, 8 września 2013 · dodano: 08.09.2013 | Komentarze 1

Wrocław - Skarszyn - Boleścin - Zawonia - Oleśnica - Piszkowa - Raków - Borowa - Dobra - Dobrzeń - Skała - Węgrów - Boleścin - Skarszyn - Wrocław

Oto i ona - Oleśnica - taka wyczekana przeze mnie, bo się wybierałam i wybierałam, a jak jest coś pod nosem to najtrudniej dojechać.
O trudach podróży dzisiejszej wspomnę kilkoma słowami tylko: wiatr, odkręcone tylne koło i wątpliwości czy gdziekolwiek w ogóle dojadę, czy będę spacerować 20km z rowerem na ramieniu, no i niemoc, generalny brak sił przez 50km.
Oleśnica - kiedyś musiała być piękna. Niestety w czasie wojny miasto zostało zniszczone w znacznym stopniu. Podzieliło los wielu polskich miast i w miejsce brakujących budynków wstawiono te socjalistyczne osiągnięcia architektury. No chyba, że nasi potomkowie ocenią te osiągnięcia jako faktycznie coś ładnego ... chociaż wątpię.
W Oleśnicy kilka perełek, między innymi zamek Książąt Oleśnickich. Ładny, widziałam z zewnątrz, okazały, szkoda, że na jednym z okien zamontowano antenę, a mury popisane są sprayem. Jak to jest, że Polacy tak się lubują w niszczeniu swojego własnego dziedzictwa. Czemu te wszystkie mądre organizacje walczące o Ojczyznę nie zajmą się ochroną zabytków. Potrafią tylko gadać o honorze, historii, pokrzyczeć na komunistów i innych liberałów, a potem iść spać, a na drugi dzień znowu pierdzieć te swoje dyrdymały.



Lessowe wzgórza nad Zawonią


Cóż za połączenie.


A tu zabawa z fotografią i równie udane połączenie.

Perełki:

Brama Wrocławska


Cerkiew prawosławna Zaśnięcia Bogarodzicy


Rynek i ratusz


Zamek Książąt Oleśnickich - jeden z najcenniejszych zabytków ziemi dolnośląskiej.


Renesansowy dwór książąt brunszwickich zbudowany w latach 1631-1632 w Dobrej.


Raków i znowu łabędziowy staw.

  • DST 131.19km
  • Czas 05:41
  • VAVG 23.08km/h
  • VMAX 39.75km/h
  • Sprzęt ko(l)siarka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lubiąż, dlaczego jest mi wstyd

Niedziela, 11 sierpnia 2013 · dodano: 11.08.2013 | Komentarze 0

Wrocław - Szewce - Uraz - Brzeg Dolny - Lubiąż - Wołów - Wielka Lipa - Oborniki Śląskie - Wilczyn Leśny - Golędzinów - Szewce - Kryniczno - Wrocław

Lubię historię, interesowałam się nią od zawsze i noszę w sobie żal, że nie zgłębiałam wiedzy na studiach z tej dziedziny. Zawsze była dla mnie jak wzburzony ocean kuszący swoim ogromem. Więc w tym całym zainteresowaniu udało mi się pominąć Lubiąż. Dowiedziałam się o jego istnieniu miesiąc temu podczas przekopywania internetu w poszukiwaniu info o kolejnych dolnośląskich pałacach. Jest mi wstyd, autentycznie, wstydzę się, że tego nie wiedziałam. Nie wiedziałam, że w Polsce istnieje tak ogromna, wspaniała budowla, która przewyższa swoim ogromem i przepychem wszystkie inne. Ale jest mi wstyd też z innego powodu, oto w naszym kraju ten wspaniały obiekt, gdyby nie działalność wrocławskiej Fundacji Lubiąż, szlak by jasny trafił. Zastanawiam się dlaczego czcigodny Kościół w Polsce nie zajmie się opactwem w jakiś sposób, mogliby chociaż wymienić okna w całym budynku, cokolwiek, no przecież ich stać! A budują jakieś Opatrzności Boże, Lichenie i inne paskudztwa, które nadają się ale chyba do zburzenia, bo przecież to brzydkie takie, że masakra.
Wstyd mi, że takie arcydzieło architektury jak opactwo, ale także miejsce pochówku Piastów Śląskich, jest tak bardzo zapomniane, a mogłoby być perłą w koronie Polski, naszą chlubą, z której znałby nas cały świat.



Zespół pałacowo-parkowy von Hoymów - zabytkowy pałac i park, zlokalizowany w centrum Brzegu Dolnego, nad Odrą. Pałac jest ładnie odnowiony. Przyjemnie patrzeć i wypoczywać na ławce z widokiem na Odrę.





Rzeźba w pobliżu pałacu na wzór rzeźby w Luwrze.


Oficyna pałacowa. Obecnie siedziba Urzędu Miasta Brzeg Dolny.


W Brzegu Dolnym znajdziemy też takie informacje.


A kot za nic ma wysokość.



Do picia w sklepie było piwko albo to zielone coś, albo Kubuś, na który reaguje mój organizm alergicznie.


Powstała najprawdopodobniej w 1798 roku czterokondygnacyjna, drewniana konstrukcja wiatraka, jest kryta gontem i posiada w części parterowej jednoprzęsłowe podcienie.



W 1163 roku miało tu miejsce pierwsze na Śląsku osadzenie zakonu cystersów. Dokonał tego książę śląski Bolesław Wysoki. Sprowadził on cystersów z Pforty nad Saalą w Turyngii. W ciągu wieków, dzięki nadaniom książęcym i prywatnym, klasztor stał się jednym z większych posiadaczy ziemskich na Śląsku.


Opactwo cystersów w Lubiążu.


Budynek bramny.




Dwie wieże ;)





W budynku jest 600 okien.




Wejście do sali książęcej. Pałac opata.


Sala książęca.


Największe obraz malowany na płótnie w Europie.


Miejsce orkiestry.




Połączenie obrazu i rzeźby.


Wnętrze klasztoru.


Refektarz klasztorny.




Kościół NMP, w jego podziemiach pochowani są Piastowie Śląscy. Niestety krypty nie są udostępniane zwiedzającym.


Zostało to czego nie udało się ukraść - fresk, hitlerowcy w czasie wojny wywieźli co cenniejsze przedmioty z kościoła, reszty zniszczeń dokonali Rosjanie,a po wojnie Polacy. Dzieła sztuki z tego kościoła znajdują się między innymi w Warszawie...


Kościół Św. Jakuba, w 1945r. ogołocony ze wszystkiego, obecnie ... służy za magazyn, a w środku można zobaczyć...


...krzyż.


Rzeźby w ogrodzie opata przedstawiające Indian i Murzynów.




Budynek browaru i piekarni przyklasztornej


Detal z kraty okiennej.


:D Kocham takie widoki. Kiedyś widziałam pana z kosą :D


Mojęcice, ok. 1620 roku powstała otoczona fosą renesansowa rezydencja obronna.


Piękny portal.


Detal.



Wołów. Zamek piastowski, nie bardzo miałam już ochotę rozglądać się po miasteczku, gdy koło zamku zobaczyłam wybudowany blok. Eh, następnym razem.



Rościsławice. Kościół ewangelicki, obecnie rzym-kat. par. pw. Podwyższenia Krzyża Świętego, z l. 1557-90, XVIII w.


Wielka Lipa. W roku 1899 Alfred von Waldenburg wzniósł neogotycki pałac. Na cześć swojej żony nazwał go Zamkiem Elizy.


Nad wejściem umieszczone zostały herby obojga małżonków oraz cytat z Marcina Lutra - “Warownym zamkiem jest nasz Bóg”.

  • DST 116.41km
  • Czas 06:02
  • VAVG 19.29km/h
  • VMAX 40.72km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Książ i ciastka

Czwartek, 11 lipca 2013 · dodano: 11.07.2013 | Komentarze 1

Wrocław - Sadowice - Kąty Wrocławskie - Piotrowice - Paździorno - Bogdanów - Buków - Imbramowice - Żarów - Wierzbna - Świdnica - Milikowice - Świebodzice

Orzechowy tort mojej mamusi jest pyszny :) i wiem o tym, że zawsze taki będzie, nie zaskoczy mnie tu raczej nic. Tak samo było z zamkiem Książ, wiedziałam, że będzie bez zaskoczeń - po prostu znakomicie. Fantastyczny mimo licznie odwiedzających turystów, samochodów i budek z tandetnymi pamiątkami, przypominającymi te z Krupówek.
Ale gdybym była księżniczką i tak chętnie bym tam zamieszkała, widoki na okolice, romantyczny park, konie... to wszystko sprawia, że przekraczając bramę wchodzimy do niemal baśniowego świata. Wystarczy na chwilę przebiec myślami przez różne „Opowieści z Narnii” i już bohaterowie, będą biegać między Tymi drzewami i ukrywać się w zakamarkach Tego pałacu.

Tymczasem zdarzają się też ciastka niespodzianki, podane gdzieś w cukierni, gdzie nie zakładamy, że może się trafić coś smacznego. Wali nas prosto w twarz smak, który nagle staje się numer jeden na naszej liście rzeczy ulubionych. I tak we wsi Mrowiny tak mnie trzasnęło pałacem nad stawem. (Moje zdjęcia niestety nie oddają jego uroku.) Element zaskoczenia jest ważny widać, bo ciągle o nim myślę, chyba bardziej niż o Książu, ale chyba też dla tego, że mam ogromną słabość do beznadziei. Widząc taką perełkę w opłakanym stanie nie mogę przestać o niej myśleć. Eh, przytulałabym bardziej niż Książ:D

Wymordowałam ten dzisiejszy wyjazd, przyznaje. Ale mimo, tego, że mnie zlało do majtek, że nie miałam siły i w ogóle byłam zniechęcona, na dodatek wracałam pociągiem – co za wstyd! I tak było fajnie i znowu tam pojadę, może niebawem już z moim Ulubionym Towarzyszem.




Rzeźba na budynku bramnym w Piotrowicach


Pałac w Mrowinach. Majątek w tym miejscu kupił w 1868r. Carl Kulmiz - przedsiębiorca, jeden z najbogatszych mieszkańców Dolnego Śląska w XIXw. Starą rezydencję, która znajdowała się w tym miejscu przebudował w stylu neorenesansowym. Wnukowie właścicieli mieszkają w Niemczech i Kanadzie.


Wejście do pałacu.



Wieża kościoła ewangelickiego, wyburzonego w czasie II wojny światowej.


Ratusz w Świebodzicach


w parku


Książ - budynek bramny, kiedyś w jego budynku znajdowała się biblioteka.


Książ - wspaniały, a w nim 414 komnat i 200 kominków.


Uczta dla oka.


Jedna z latarni dłuta Godfryda




Herby Hansa Henricha VI hrabiego von Hochberg z Książa i księżnej Marii Teresy Olivii Cornwallis-West, znanej jako Daisy.


Jedna z bram prowadzących do pałacu.



Na pamiątkę wizyty nr 1 ;)



W całej okazałości.



Zdjęcie rowerka w podzięce za wytrwałość.

  • DST 139.12km
  • Czas 06:37
  • VAVG 21.03km/h
  • VMAX 46.05km/h
  • Sprzęt ko(l)siarka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Debra Morgan i przyzwoite R9

Niedziela, 7 lipca 2013 · dodano: 07.07.2013 | Komentarze 0

Wrocław - Żurawina - Bogunów - Jaksonów - Brzezica - Borów - Tyniec nad Ślężą - Jordanów Śląski - Świątniki - Będkowice - Sobótka (R9) - Mietków - Kąty Wrocławskie - Sadowice - Wrocław


Debra Morgan, bohaterka serialu "Dexter", w chwilach totalnego zaskoczenia mówi: "Co do ch**a?" i mi to samo się wypsnęło w Będkowicach pod Ślężą, patrząc na tabliczkę z nazwą ulicy im. gen. Karola Świerczewskiego. Żeby było ciekawiej nazwa umieszczona tuż obok oblicza świętego, patrona gminy Sobótka. Zastanawia mnie to przywiązanie do zbrodniarza stalinowskiego, aż tak go dobrze wspominają, czy w ogóle gazet nie czytają, internetu nie mają ... W latach 90-tych zmieniano nazwy ulic, widać tu czas zatrzymał się na amen.
Wędrując w kierunku Ślęży czułam się prawie jak u siebie :) Tyniec, Jordanów, Świątniki, Będkowice - to wszystko przywodziło mi na myśl małopolskie wiochy. Do tego górzysty krajobraz, w oddali Góry Sowie, podjazdy i zjazdy, hah - to było cudne!
Z Sobótki poruszałam się po szlaku R9 - Bałtyk- Adriatyk, który wiedzie przez Wrocław. Muszę przyznać, że R9 w tych okolicach jest bardzo dobrze oznaczone, podobnie we Wrocławiu, naprawdę dobra robota. Przynajmniej nie musiałam wyciągać mapy na każdym skrzyżowaniu, bo przecież to jakieś nienormalne jest z tymi mapami! Zawsze, zawsze coś pochrzanie, ja się wcale nie skarżę, stwierdzam tylko fakt ;) Kocham mapy, ale jak zaczynam kombinować z trasą, to zaraz mi wychodzi 30km więcej, niż pierwotnie zakładałam.
Miejscówką wyjazdu zostają Sadowice, położone kilka kilometrów od Kątów Wrocławskich. Do "centrum" prowadzi fantastyczna, długa aleja lipowa, która wychodzi prosto na XVIII-wieczny pałac. Druga aleja ,od strony Wrocławia, lipowo-świerkowa, w układzie jeden świerk, dwie lipy prowadzi na dworzec kolejowy. Znakomite miejsce! Pałac uroczy, chociaż obecnie znajduje się w nim zakład poprawczy. Na pewno tam wrócę, żeby pomyszkować po zakamarkach folwarku i parku przypałacowego.
No i tęsknie do podróżowania z moim Miśkiem. Tak smutno samej. Już zaczęłam zachwalać na głos widoki, piękne okoliczności przyrody, trochę śpiewam, przyglądam się swojemu cieniowi i traktuje go jak towarzysza... Mam nadzieję, że Miśko to czyta i szybko rower zakupi nowy :D





Z daleka



niektórzy mieszkają w naprawdę ubogich warunkach, niestety taki widok zamieszkałych ruin jest bardzo częsty



Brzezica i uroczy, wyremontowany pałac


Nepomucen z Tyńca nad Ślężą


pręgierz w Tyńcu nad Ślężą



Świątniki - taka oto szkoła "pałacowa" ( pałac z XVIIIw.)



?


Kościół i cmentarz bezimiennych żołnierzy radzieckich w Kątach Wrocławskich


Sadowice - aleja prowadząca do pałacu


Zakład Poprawczy w Sadowicach w pałacu z początku XXw.


detal


wjazd do Sadowic od strony Wrocławia


dawniej klasztor elżbietanek w Małkowicach


Kościół z XV w. w Małkowicach

  • DST 170.12km
  • Czas 07:45
  • VAVG 21.95km/h
  • VMAX 43.14km/h
  • Sprzęt ko(l)siarka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stawy milickie, oraz dlaczego kostka jest wszędzie?

Poniedziałek, 1 lipca 2013 · dodano: 01.07.2013 | Komentarze 5

Wrocław - Skarszyn - Boleścin - Krakowiany - Węgrów - Zawonia - Kuźniczysko - Czeszów - Bukowice - Brzostowo - Krośnice - Wierzchowice - Wabnice - Duchowo - Sławoszowice - Ruda Milicka - Nowy Zamek - Milicz - Sułów - Gruszeczka - Ujeździec Wielki - Trzebnica - Skarszyn - Pasikurowice - Krzyżanowice - Wrocław


Z pamiętniczka rowerzystki...
Reklamują się w telewizji: " Tajemniczy Dolny Śląsk. Nie do opowiedzenia. Do zobaczenia.", więc się rozglądam i faktycznie, tajemnicę widzę niemal wszędzie. Kilka kilometrów za Wrocławiem zaczynają się tajemnice, ogromne folwarki, opuszczone pałace, zapomniane kościoły, a to wszystko położone między niekończącymi się polami. W Małopolsce gospodarstwa wyglądają zupełnie inaczej, małe poletka gęsto szatkują krajobraz, tu wielohektarowe uprawy ciągną się po horyzont. Zapach podgrzanych w słońcu zbóż i ziemi przypomina mi zapach wakacji, na które przecież w lipcu już się jechało na nowosądecką wieś. Aż się łezka w oku kręci, bo o wakacjach to ja sobie mogę co najwyżej pomarzyć.
Przez te urocze zakątki podróżowałam sobie w nadziei, że żadna burza mnie nie dopadnie, czasami myślałam też żeby mnie nie dopadł jakiś miejscowy z widłami, pies, zboczeniec, wilki w lesie, pijany kierowca czy inny bobok.
A z drzew machały do mnie te przeklęte czereśnie, kuwa! czemu są tak wysoko, a tam gdzie były nisko to znowu napisali, że pilnuje ich groźny pies. Biednemu zawsze wiatr w oko!
No i w końcu te stawy. Pięknie tam, cicho, spokojnie, życie sobie płynie według ptasiego rytmu. Kaczki się leniwie szwendają po wodzie, łabędzie siedziały w krzakach, też chyba nie miały nic do roboty. Takie życie mogłoby mi się podobać.
I w takich okolicznościach, podglądając to nic nierobienie, zajadałam kanapkę i zapijałam Tymbarkiem - bez wróżby pod zakrętką, bo zamiast tego był kod - bez sensu.
Coś mi odbiło - chyba ciekawość - i pojechałam do Milicza, ło matko! Oni tam mają zakaz poruszania się po mieście na rowerze, tzn. można ale ścieżko-chodnikiem takim ślicznym z kostki brukowej. Ręce mi opadły. No i nic tam nie ma, żadnej tajemnicy, kościół, rynek,nuda.
Lepiej już było w Sułowie, gdzie między drzewami skrywał się pałac, skrywał się też za ogrodzeniem, z tabliczką "Teren prywatny". Odjechałam niepocieszona, bo nic nie widziałam, ale za raz sprawdzę w internecie, o co w ogóle biega.
Zmęczyłam się dziś, ale jaka szczęśliwa jestem dzięki temu, ho, ho! Tony endorfin teraz wyskakują ze mnie :D Zwłaszcza, że najadłam się w końcu czereśni - co prawda kupionych - ale najadłam się do bólu, tak, że już więcej nie chce.

Asfalt. Moja nowa fascynacja. Od kiedy zaczęłam jeździć na szosie, zgłębiam dogłębnie jego strukturę, jeden jest porowaty z wystającymi grudkami, inny gładki, jeszcze inny cały poorany bruzdami, jak twarz starego człowieka, albo zupełnie podziurawiony. Czasami, zdarza się, też tak jak dziś, że w środku lasu atakuje mnie droga leśna, albo KOSTKA! Zupełnie spokojnie jadę przez wiochę, jedną, drugą, trzecią, aż tu w lesie droga usłana kostkami. Parę kilometrów przejechałam, wzywając wszystkich świętych na zmiłowanie. No przecież ja cie nie pier, bez jaj, we wrocku to juz się przyzwyczaiłam, ale na wsi. Nigdzie nie jestem bezpieczna.


Pałac neorenesansowy w Boleścinie z końca XIX w.
Boleścin - w XIII w. ziemie te należały do Romperta de Bolessin, na których już wtedy działał folwark.


Rządcówka w Boleścinie z 1920r.


Lamus dworski. Miejscowość Krakowiany. Na przeciwko zabudowania folwarczne.


Kuźniczysko. Kościół ewangelicki z XVIII. Zamknięty, w oknach brakuje szyb, zasłonięte są folią.


atak kostki


Wiatrak (koźlak) w Duchowie z 1671r.



Jeden ze Stawów Milickich (Kompleks Stawno)










czapla



Kościół pw. Św. Andrzeja Boboli w Miliczu



Kościół MB Częstochowskiej z XVIII, dawny ewangelicki, obecnie pomocniczy



Bociek
Kategoria 100 - 200 km


  • DST 138.00km
  • Czas 09:00
  • VAVG 15.33km/h
  • Sprzęt noname
  • Aktywność Jazda na rowerze

Święto Cykliczne - Kraków

Niedziela, 9 czerwca 2013 · dodano: 11.06.2013 | Komentarze 3

Jaworzno - Chrzanów - Trzebinia - Młoszowa - Puszcza Dulowska - Tenczynek - Brzoskwinia - Morawica - Balice - Kraków - Tyniec - Liszki - Mników - Baczyn - Tenczynek - Puszcza Dulowska - Chrzanów - Balin - Jaworzno

Pogoda tego dnia okazała się nadspodziewanie łaskawa, poranek był słoneczny :) i zapowiadał wspaniały dzień. O 8 pod Halą MCKiS w Jaworznie miałam dołączyć do większej grupy zorganizowanej, niestety poza Krzysiem nikt się nie zjawił. Po kwadransie ruszyliśmy do Chrzanowa z nadzieją, że uda nam się podłączyć pod grupę chrzanowską, która zapowiadała start na 8.50. Jasna cholera! W pół godziny ze sprężem dotarliśmy na chrzanowski rynek, gdzie zastaliśmy...gdzie nikogo nie zastaliśmy. Noooo to jak nieeeeeeeeee, to nieeeeeeeeeee. Pojechaliśmy sobie już troszku wolniej do Młoszowej, przez moją ulubioną, pełną naftowych aromatów Trzebinię.
Mimo, że południe się zbliżało, a temperatura rosła jechało się przyjemnie przez lasy Puszczy Dulowskiej, a dalej Eurovelo nr 4. Oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym nie przegapiła jednego zakręciku. Tym samym wylądowaliśmy w Brzoskwini, zamiast w Mnikowie, a tam to już parę podjazdów wycisnęło z nas siódme poty. Ale pięknie było :D
W Krakowie już upał dawał się we znaki. Mimo to, na placu przy Dworcu Głównym był tłum, tłum rowerów i rowerzystów :D Fantastycznie to wyglądało, aż serduszko rosło, że jest nas - kochających ROWER tak wielu. Przejazd ruszył powoli i powoli toczył się na Basztową, dalej na Aleje, Piłsudskiego, pod Wawel, na Kazimierz i w końcu na Podgórze. Tylko taka impreza pozwala na jazdę całą szerokością Alei i wygłupy na drodze:D Niektórym kierowcom puszczały nerwy w oczekiwaniu na koniec przejazdu, kłócili się z porządkowymi, a jeden pajac nawet próbował wjechać w przejazd i skasować Krzysia. No ręce opadają. Dalej było już tylko piwko na ochłodę na stadionie Korony.
Generalnie impreza bardzo udana, atmosfera, różne rowerki, piękne szosy i ostre kółka mmmm miodzio!! Oby za rok było nas jeszcze więcej :) bo w tym roku 3,5 tys. osób zasiliło przejazd. Rowerowa rewolucja się zbliża do miast :D
Krótki reset na mieście, parę kółek po Kazimierzu :) i powrót do domu już drogą tyniecką. Ilość rowerzystów zmierzających wzdłuż Wisły do Tyńca to normalna maskara, ale jakoś udało się nam przebić. A mi jechało się bardzo wygodnie, bo na Krzysiowym kole ;)
Dalsza część to było smażenie, czułam się jak ten kotlet na patelni, opiekany z każdej strony. Zdecydowanie takie temperatury to nie dla mnie. Głowa mnie bolała i w ogóle było mi źle, aż do chwili wjechania w las. Ufffff.
W Tenczynku spotkaliśmy się z chłopakami z Jaworzna i Chrzanowa i już w powiększonym składzie wracaliśmy do domu. Poznałam nową traskę, która prowadzi do Chrzanowa przez las i tuż obok jeziora Chechło :) Do Jaworzna zdążyliśmy przed wielką zleją i burzą z piorunami. Amen

Dodam tylko, że czas przejazdu jest mocno zawyżony. Nie miałam licznika, a Krzysiowi dane wyjazdu się skasowały.


Młoszowa zawsze zachwyca


radarek



lato w pełni



widoki z Brzoskwini



miejsce spotkania: Plac im. Jana Nowaka Jeziorańskiego



były i takie wehikuły



ekipa z którą dojeżdżaliśmy na Święto



wszyscy na święto



tandemy


konkurs na przebranie





Basztowa



Aleje za nami i ...


... przed nami


poziomki


i pod Wawelem


były też monocykle :D


a teraz cały most tylko dla nas


Zespół Pieśni i Tańca :)


stylowo


nagroda za upały


piknik świąteczny


i tu też





latający kask :P


mój nr 1


trasa
Kategoria 100 - 200 km


  • DST 104.45km
  • Teren 13.00km
  • Czas 05:10
  • VAVG 20.22km/h
  • VMAX 53.52km/h
  • Sprzęt noname
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zamykaj psy za bramą mój drogi rolniku

Niedziela, 6 maja 2012 · dodano: 06.05.2012 | Komentarze 5

Jaworzno - Luszowice - Trzebinia - Młoszowa - Puszcza Dulowska - Krzeszowice - Czerna - Paczółtowice - Racławice - Czubrowice - Gołkowice - Jerzmanowice - Więckowice - Modlniczka - Rząska - Kraków


Droga powrotna miała być łatwa, miła i przyjemna :) Do Luszowic podjechałam z rodzicami, taką rodzinną kawalkadą. Było wesoło i rekreacyjnie. Miałam jechać tak jak wczoraj czyli greenwayem, ale wymyśliłam, że lody w Krzeszowicach nie mogą mnie ominąć. Ale była kolejkaaa! Czekałam przynajmniej dwadzieścia minut. Dobre było, pyszne. A te o smaku owoców egzotycznych i czarny las - WSPANIAŁE.
Gdy dojechałam do Krzeszowic to jakoś tak nie fajnie się wracać, więc znalazłam ciekawy szlak niebieski, który zaczynał się w Paczółtowicach i wieść miał do Jerzmanowic. Pokonałam wszystkie górki, podjazdy i zjazdy, pooglądałam jeża samobójce, który maszerował prosto na jezdnie ;(
Szlak niebieski znalazłam, chociaż nie tak do końca o ten mi chodziło...dwa ślady na słupach i koniec, nie ma, zniknął, brak, wyparował, zmyło go... nie ma i już! Przejechałam dwa razy koło tych dwóch znaków i nic. Jedyne rozwiązanie jechać na przód, do koła, trochę trasą Olkusz-Kraków, a dalej na Jerzmanowice. W Czubrowicach trzy psy chciały podgryźć rowerzystę jadącego z przeciwka, pan jakoś się wywinął, mi udało się przejechać tylko dlatego, że ten najbardziej agresywny skur..czybyk biegnąc w moją stronę wpadł pod samochód. Nic mu się nie stało, ale uciekał gdzie pieprz rośnie, pozostałe dały sobie spokój. Ja lubię pieski i w ogóle kocham je wszystkie, ale od miłości do nienawiści bardzo blisko. Problem w tym, że ciężko przedostać się przez wiochę, żeby jakieś wolnobiegacze się nie przyczepiły do koła. Przerabiałam to nie jeden raz i nie dwa, i jak byłam na piechotę i na rowerze. Nie wiem co z tym zrobić, czy pejcz, czy gaz czy co ;/
Dalej było też nie lepiej, bo trasa na Olkusz to fajnych nie należy, na szczęście było to tylko parę kilometrów do zjazdu na Szklary. Jechałam czujnie, żeby nie pobłądzić, zwłaszcza że nad Krakowem widziałam wędrującą burzę.
I jakoś szczęśliwie dotarłam :D

Kategoria 100 - 200 km


  • DST 120.24km
  • Teren 15.00km
  • Czas 08:09
  • VAVG 14.75km/h
  • VMAX 61.79km/h
  • Sprzęt noname
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kudłacze i braki z kartografii

Wtorek, 1 maja 2012 · dodano: 02.05.2012 | Komentarze 4

Kraków - Swoszowice - Świątniki Górne - Siepraw - Zawada - Myślenice - Trzemieśnia - Zasań - Sucha Polana - Kudłacze - Pcim - Stróża - Trzebunia - Bieńkówka - Harbutowice - Palcza - Skawinki - Łaśnica - Kalwaria Zebrzydowska

Nooooooooooo fajnie, pogoda jak marzenie, rowery gotowe nic tylko jechać :D Od dwóch lat nie zrobiliśmy, żadnej setki, a trasa mniej więcej na tyle się zapowiadała.
Ruszyliśmy najpierw czarnym szlakiem twierdzy Kraków, dalej niebieskim w kierunku Kudłaczy, gdzie jest schronisko PTTK. Z niebieskim szlakiem bawiliśmy się w ciuciubabkę. Raz był, innym razem się gdzieś chował. Ale mniej więcej jechaliśmy razem :) Podjazdy oczywiście zaczęły się już za Krakowem, jeden nawet przez jakieś pola i łąki. Jakiś lokals robił nam wykład na temat terenu prywatnego...chyba nawet nie wiedział, że ma szlak przez pole poprowadzony.
W Świątnikach już zaczęły się ładne widoczki na góry. W Myślenicach pierwsza przerwa na słodkości i dalej w nieznane :D
W końcu na Zarabiu wjechaliśmy na szlak rowerowy, z którego mieliśmy odbić na szlak pieszy, który prowadzi na Kudłacze. Jazda po szutrze i kamiorach, która się zaczęła, nie należała do najłatwiejszych, zwłaszcza na naszych cienkich oponkach. Toczyliśmy się powoli pod górę. Coś nas podkusiło żeby skręcić na zjazd nie patrząc na szlak i się skończyło wielkim pobłądzeniem. Zjechaliśmy do Trzebuni, a że przypadało to na godziny południowe dało nam ostro w kość na podjeździe pod Kamieniec ;/ Opalenizna z dnia poprzedniego przypiekana przez południowe słońce równa się zero przyjemności. Miałam za to motywację żeby jechać szybciej do jakiegokolwiek cienia. Ło matko jak prażyło, jak na patelni ;/
W końcu i nasz asfalt się skończył i zaczęła się walka z kamiorami, na piechotę było tam ciężko, a z rowerem... to już tylko brzydkie wyrazy leciały z ust naszych. Na szczęście po drodze trafiliśmy na konie, z pasażerami oczywiście, więc podążaliśmy za końskim śladem, w który czasami udało się wjechać.
Na szczęście dotarliśmy do Suchej Polany, a stamtąd bliziutko już na Kudłacze, po kamiorach, i suchym błocie, obrzydliwym!
A na Kudłaczach (730m n.p.m.), piwo, kiełbacha, żurek, placki ziemniaczane. Niby tyle jedzenia, a i tak byłam głodna, takie porcje małe :( ;/ Widoki przednie, ludzi za dużo, ale generalnie bardzo miło i warto się było męczyć, moim małym rowerkiem na ta dużą górkę.
Z pustymi brzuchami i pustym portfelem zjechaliśmy cudowną droga do Pcimia. Kolejne podjazdy czekały nas dopiero od Stróży, gdzie podjazd się ciągnął w nieskończoność do przełęczki Sanguszki (440m n.p.m.), zjazd i znowu podjazd do Harbutowic. Zjeździk i podjeździk do Palczy. Gdy docieraliśmy do Kalwarii było dobrze po 19, grzmiało i robiło się nieprzyjemnie. Jakie szczęście, że jest PKP i nawet pociąg jechał do krk o 20.19 :D byliśmy uratowani.

Było fajnie, dużo terenu, więc Misio był szczęśliwy, jedyne co dokuczało nam niemiłosiernie to upał. Poparzyłam sobie rączki ;/ ale w głowie chyba wszystko ok :D Zresztą, to się okaże :P :D


Fort 52 Borek powstał w latach 1885 - 1886.


na niebieskim szlaku ;]



Siepraw, Kościół Św. Michała Archanioła z XVII w.


Myślenice


Ostatnia wieczerza w drodze na Kudłacze :)


widoczki


Zagubienie po raz 12434935


miejsca dramatyczne




Schronisko na Kudłaczach


Kudłacze






Zed is dead


/
Kategoria 100 - 200 km


  • DST 162.00km
  • Czas 09:06
  • VAVG 17.80km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Sprzęt noname
  • Aktywność Jazda na rowerze

żarówka

Sobota, 25 września 2010 · dodano: 26.09.2010 | Komentarze 2

Kraków - Tyniec - Skawina - Kalwaria Zebrzydowska - Palcza - Budzów - Sucha Beskidzka - Krzeszów - Las - Międzybrodzie Żywieckie - Żar - Międzybrodzie Żywieckie - Przełęcz Przegibek - Bielsko-Biała
Szczakowa - Jaworzno




W sobotę budzik zadzwonił o 4.45. Katastrofa. Zupełnie nie chciało nam się wstawać, ale plany na cały dzień, które chcieliśmy zrealizować jakoś mnie zmotywowały. Michała zmotywowało moje marudzenie :)
I tak ruszyliśmy sobie po 5, przez nocny jeszcze Kraków. Świt nad Wawelem, mgła unosząca się nad Wisłą, wiszący księżyc w pełni, najchętniej zostałabym do rana robiąc zdjęcia. No ale...Do Tyńca przemknęliśmy ścieżką rowerową, dalej Skawina i śniadanie w parku. Po drodze dostałam strzał kontrolny od przelatującego ptaka, w sam środek żarówiastej kurteczki. Mówią, że to na szczęście - może się spełni :)
Ze Skawiny kilka podjazdów z cyferkami, 9%, 8% ale jakoś dotkliwie ich nie odczuliśmy. Dalej przemknęliśmy przez bliskie mi miejscowości Kalwarię Zebrzydowską i Lanckoronę. Długo jechaliśmy wzdłuż rzeki Cedron i w pobliżu kalwaryjskich dróżek, złote liście na kasztanowcach i błękitne niebo dodawały temu miejscu uroku.
Dalej Palcza i droga na Suchą Beskidzką, całkiem przyjemna, dopiero przed centrum Suchej zaczęły się koleiny, jakieś bliżej nieokreślone formacje asfaltowe. I trąbienie pani z czerwonego autka, która chciała chyba żebyśmy jechali po trawie, bo zbyt dużo miejsca na drodze zajęliśmy.
W miasteczku zrobiliśmy, dłuższy postój w karczmie Rzym. Takie całkiem przyjemne miejsce, żurek dobry, dużo szynki, nawet całe jajo w nim pływało. Z pełnym brzuchem od razu lepiej się jechało :D zwłaszcza na dłuższych podjazdach, które za Suchą się na dobre zaczęły.
I tak już było pod górkę. Dalej wzdłuż jeziora Żywieckiego, aż na Żar. Legendy o trudności podjazdu są nieco przesadzone. Podjazd zaczęliśmy po przejechanych 115 km. Całą drogę zastanawialiśmy się kiedy zacznie się pionowy asfalt, od którego będzie się odrywać przednie koło, a tu nic i nic, do samego szczytu. Także wyjechaliśmy na górkę bez odpoczynku. Tyłek tylko ścierpł ale na szczycie był już pełen relaks i wylegiwanie w trawie. Fajne widoki na jezioro Żywieckie i Międzybrodzkie, Beskidy i zurbanizowaną okolicę.
Po zjeździe odbiliśmy na drogę na Bielsko-Białą - Straconka, przez przełęcz Przegibek. Oj było tam trochę pedałowania. A dalej to już zjazd prosto do Bielska, dworzec PKP. Ciężko było się wbić do wagonu rowerowego, na szczęście za Tychami było już luźniej.
Ze Szczakowej do centrum mieliśmy parę km, mknęliśmy już w nocy żeby zdążyć na umówione spotkanie. Udało się :)
A dzień mimo obolałych kolan, był super!







Kalwaria Zebrzydowska, Most Anielski


Kalwaria Zebrzydowska




Zamek w Suchej Beskidzkiej




Jezioro Żywieckie


góra Żar


widoczek


/
Kategoria 100 - 200 km